To prawda, że nie należy pozwalać na zbyt mocne ocieranie się konia o człowieka, ale delikatne ocieranie się to znowu nic strasznego
Podczas praktyk w klinice dla koni miałam pod opieką kilku końskich pacjentów po ciężkich operacjach - wszystkie, jak jeden, przyjechały do nas ze skrętem jelit... Moja opieka nad nimi ograniczała się do podawania przepisanych wcześniej leków, kontroli tętna i krótkich spacerków, żeby zmobilizować jelita do pracy. Zwierzaki były strasznie obolałe i smutne, więc chodziłam do nich do boksów pobyć z nimi po prostu, dodać otuchy, poszeptać do uszek, że wszystko będzie dobrze... Biedne konie podchodziły do mnie, przytulały się, opierały o mnie głowy - ciężko im było stać, a położyć się, z powodu bólu i świeżych szwów, nie mogły. Kiedy już czuły się lepiej, chodziliśmy na dłuższe spacery - konie, nawet największe zawadiaki (młode, kompletnie nieułożone ogierki), z którymi właściciele nie bardzo sobie radzili, szły ze mną noga w nogę, przychodziły na zawołanie, nie odstępowały na krok, przy czyszczeniu stały jak wmurowane... Kiedy przyjeżdżałam na dyżur, rżały do mnie i domagały się drapania za uszami... Pewne spoufalenie się nie tylko nie burzy nam wypracowanej hierarchii, ale jeszcze wzmacnia naszą pozycję, jako osoby, do której koń będzie miał zaufanie, u której będzie szukał pomocy w trudnej chwili. Konie z kliniki darzyły nas, swoich opiekunów, ogromnym zaufaniem, mimo, że robiliśmy im naprawdę "straszne rzeczy" - zastrzyki, sondowanie, badania rektalne, denerwujące i częste (bo co pół godziny) kontrole tętna i oddechu.
Z każdym żal się było rozstawać, mimo że na początku jak obserwowałam rozbrykanego kopytnego łobuza (kiedy konie już trochę doszły do siebie, te młode zwłaszcza zaczynały po źrebięcemu szaleć), byłam przerażona - Boże, jak ja sobie z nim poradzę? No pięknie, młody ogier śląski, bojący się wszystkiego i nienauczony chodzić na uwiązie, a ja mam z nim wyjść na spacer?? Ale pomału, pomału z łobuziaków robiły się kopytne anielęta
Miło wspominam praktyki; naprawdę dużo się nauczyłam, sama nie wiem, od kogo więcej - od doktorów czy od koni...