To też problem wcześniejszych doświadczeń i charakteru konia.
Kubę i Weksla ( kuca) poznałam ponad dwa lata temu.
Stały u człowieka, który nie interesował sie końmi , nie jeździł.
Zatrudnił człowieka, podobno koniuszego, który miał zajmować się, szkolic Kubę.
W efekcie wylądował w szpitalu mocno poturbowany przez konia - od razu przepraszam tych, którzy juz to słyszeli :wink:
Potem Kuba gonił kazdego faceta z wybiegu- dosłownie.
Wreszcie ponad pół roku były bez żadnej opieki , z wyjątkiem przypadkowych stajennych, którzy karmili je i wypuszczali na wybieg, albo na teren fabryki.
Konie zdziczały- kuc zreszta był zupełnie surowy.
Jak je zobaczyłam, to wyglądały okropnie.
Nie czyszczone kilka miesięcy, siersc poprzerastana gnojem - kon nie pozwalał się dotknąc właścicielowi.
Miał wtedy ok 5 lat - niegdzie nie wychodził poza teren zamkniety.
Po dłuższym czasie oswajania się wzajemnego, wywlokłam je razem na spacer na niedalekie łaki.
Przezycie było niezłe :lol:
Potem wyjechałam pierwszy raz w siodle.
Myslałam , ze kon zabije sie o własne nogi ze strachu i udusi, tak charczał.
U mnie pierwsze tereny , jak juz pisałam były trudne.
On okropnie bał się domów , innych rzeczy tez.
Pomógł kuc, który jako ogier był zawsze odważny.
I ten wielki kon chował się za nim
hock:
Córka smiała sie, że słyszy oddech smierci na swoim ramieniu- on faktycznie w chwilach strachu wydaje takie charczące dźwieki.
Teraz jest nie do poznania 8)
Idzie jako czołowy, nie boi się właściwie niczego , czujnie bada otoczenie, wącha podłoże.
Oczywiście, jak dalej odjade od kuca, albo wybieram nowa droge, tozwalnia i oglada sie za kucem.
Czyli czas, czas, oswajanie z nowymi bodźcami .
Na poczatku odjezdżałam tylko kawałek od domu, coraz dalej i dłużej.
Były i spacery w ręku na łaki, pasienie, zwiedzanie okolicy .
Teraz jak zobacza , że pojawiamy się z kantarami albo siodłami, to w te pędy biegną pod bramę, przez którą wyjeżdżamy