Hipologia

Pełna wersja: Konie na drodze do Morskiego Oka
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Na pewno słyszeliście o dramacie konia, który ciągnąc turystów do Morskiego Oka padł prawdopodobnie z przemęczenia. Wszyscy w koło mówią, że konie ciągnące wozy z turystami nie mają lekko i jest ich im żal ale jak widać nie wiele się w tej sprawie dzieje. Tłumaczą się liczbą osób, że powinno być 14 a było 22 ale nie jest powiedziane, że te 14 nie będzie mieć wagi tych 22. Kto szedł trasą do Morskiego Oka wie jak jest, że trasa wiedzie ciągle pod górę. Zastanawiam się czy ktoś zbadał czy konie są zdolne do takiego wysiłku ciągnąc te wozy z turystami? Jak to wygląda w rzeczywistości? Ile razy te konie przechodzą trasę 9,5km? Czy faktycznie następuje ich wymiana jak zapewniają górale? Zmęczone jadą odpoczywać a na ich miejsce przychodzi nowa para? I jeszcze kwestia wiedzy. Na pokazanym filmie widać jak góral obciera konia z piany. Zostało mu zarzucone, że nie powinien tego robić bo pogorszyło to jeszcze bardziej stan konia. Padły też zarzuty, że nie dostał wody ( można o tym przeczytać w gazetach co jednak uważam za rozsądne). Koń nie przeżył. Został spalony co utrudni ustalenie co było przyczyną jego padnięcia.

Film jest wstrząsający.
http://www.onet.tv/morskie-oko-kon-padl-...,klip.html#

Przykre jest to, że coś takiego dzieje się w Tatrzańskim Parku Narodowym. Że nikt nie ma współczucia, że w upalne dni zwierzętom też jest gorąco, że nikt wsiadający do takiego wozu nie zastanawia się, że jest już za dużo osób a konie muszą ciągnąć te wozy. Zastanawia mnie jeszcze jedno czy Ci górale są świadomi tego na co skazują te konie? Z jednej strony pewnie nie bo liczą się pieniądze ale z drugiej strony dobry koń kosztuje a na częstą wyminę nie jestem pewna czy ich stać. A może to nie jest tak?

Mnie osobiście odwiedzają czasami górale chcąc kupić od mnie Roksanę. Dawali całkiem niezłe pieniądze kiedy miała około 2 lat. Kiedy odmówiłam chcieli mi dać innego konia na wymianę. Jak zapytałam do czego im taki koń to powiedzieli, że do wożenia turystów. Byli jeszcze kilkakrotnie po czym sobie darowali.


Zawsze uważałam górali za osoby kochające i szanujące nie tylko góry ale i zwierzęta. Mieszkam 60km od Zakopanego. Ale zaczynam zmieniać zdanie bo to nie pierwszy taki przypadek. Znajomy posiada konia którego wcześniej mieli górale. Po wygranych kumoterkach poszli pić a koń spocony pozostał na 30 stopniowym mrozie. Miał zapalenie płuc. Jak nie miał siły iść był bity i pojony wodą z cukrem. Jak widzieli, że z tego konia nic już nie będzie sprzedali go dalej.
Na szczęście trafił w dobre ręce i ma się dobrze
Przeszłam trasę do Morskiego Oka ze trzy razy w życiu, chociaż w górach bywałam dużo częściej. Właśnie dlatego, że nie chciałam patrzeć na to, co się tam dzieje. Myślę, że nikt koni nie badał, czy dadzą sobie radę z takim ciężarem czy nie, tylko były to jakieś wolne przeliczenia. Na dobrą sprawę przed wejściem na taki wóz każdy powinien być ważony a obciążenie powinno być wyznaczone w kg, ale wagę też można przerobić tak żeby pokazywała mniej. Jedyne czym się zawsze pocieszałam, to to,że tych wozów jest dużo i miałam nadzieję, że konie czekając na swój kolejny kurs będą miały szansę wypocząć na górze. Widywałam jednak prawie puste wozy zjeżdżające kłusem na dół żeby szybko znów się napełnić po brzegi. Nigdy nie widziałam takiej zmiany koni. Widziałam natomiast jak na noc były stamtąd zabierane - pakowane w pełnej uprzęży do bukmanek ale i do zupełnie nieprzystosowanych do przewozu koni wozów jakie się widuje na targach, jednak bez okładania batem czy wkładania worków na głowę. Szczęście w tym że drogi do domu nie musiały pokonywać o własnych siłach. Co do piany to niestety nie mam pojęcia, natomiast wydaje mi się, że koń nie powinien dostać wtedy wody.

Kiedyś (jakieś 3 lata temu) idąc z całą rodziną nad morskie oko zauważyłam, że koń zaprzężony w jeden z jadących koło nas wozów kuleje na lewą tylną nogę - było to widać już w stępie, poza tym koń był cały zlany potem mimo chłodnego dnia. Podeszłam do wozu i mówię woźnicy, że koń kuleje, on na to ,że gdzie tam. Ja na to,że kuleje, cały jest zlany potem z bólu a on na to,że się zmęczył pewnie i pogonił batem drugiego konia. Szłam cały czas przy nich zaczęłam krzyczeć do ludzi na wozie żeby zeszli, że koń kuleje. Woźnica na to, że znalazła się baba z miasta co to konia na oczy nie widziała czym wzbudził ogólne rozbawienie wśród ludzi na wozie i pognał konie kłusem, żeby zostawić mnie z tyłu. Bałam się zrobić cokolwiek więcej, bo widziałam,że efekt jest odwrotny do zamierzonego i poganiany koń cierpi jeszcze bardziej. Niestety nie udało mi się go znowu dopaść.To był ostatni raz kiedy szłam tamtędy.
Nie wiem, naprawdę nie wiem czym jest spowodowany taki brak empatii, znieczulica szczególnie ludzi podróżujących wozami, bo o woźnicach nie wspomnę. Ogólnie Zakopane od tego czasu bardzo źle mi się kojarzy.
Kiedyś słyszałam,że mają te wozy wycofać i wprowadzić elmexy, którymi by ludzi wozili, ale widzę, że pomysł nie wszedł w życie...