03-03-2009, 09:16 AM
Jako, że to relatywnie nie daleko od mojego miejsca zamieszkania (ok 240km) i znajomi mieli miejsce wolne w samochodzie postanowiłem się też wybrać i zobaczyć "to gdzie jeżdżą wszyscy".
Gdzieś w drodze w woj. Świętokrzyskim
3.30 pobudka, szybkie śniadanie, kawa o 4.30 spotykamy się w ustalonym miejscu i jedziemy. Czterogodzinna podróż, byłą bardzo przyjemną, ze względu na doborowe towarzystwo. Dojeżdżamy na miejsce. Kilku strażaków z ichniejszej OSP kieruje na parkingi ulokowane w polu.
Pierwsza ulica- 3km rozpaczy...
Nie uogólniając, większość chłopów, którzy przywieźli swoje konia była pod wpływem czystej, tej czy innej, nie ma znaczenia, ale co jeden trener, a bardziej podpity, to lepszy. Ćwiczyli swoje konie, pokazywali jaki to one spokojne nie są, że wszystkie nogi podają, że za jaja można chwycić (co niejeden uskuteczniał). Konie z pętlami na szyjach, z przeróżnymi dziwadłami w pyskach (łańcuchy rowerowe, kręcony drut, kawałek linki bardzo mocno zawiązanej o dolną szczękę). Konie większe, przywozili w dwukółkach (przyczepa do przewozu świń), kucyki w polonezach truckach "na pace", w ciężarówkach do przewozu krów... te które miały więcej szczęścia przyjeżdżały bukmankami, a jak ktoś miał blisko to przyprowadzał w ręku albo zaprzężone w wóz. Głośna muzyka, smród alkoholu, ryczący tłum ludzi, "hodowcy" i handlarze, TIR na włoskich blachach, rżenie przerażonych koni...gdzieś około południa dał się słyszeć sygnał karetki, jeden z handlarzy powiedział mi że ponoć koń kopnął siedmioletnie dziecko i zabił na miejscu... głupi koń jak on mógł to zrobić, przecież jego pan przyprowadził go tam w jak najlepszych intencjach, żeby zapewnić sobie trochę pieniędzy na coś do jedzenia, no i na pewno na jakąś flaszeczkę też by wystarczyło, a teraz nikt go nie kupi, "jak tylko wrócimy do domu"...
Jeden siwy wielkopolski wałach zapadł mi szczególnie w pamięć:
Nieprawdopodobnie wysoki, szalenie wystraszony.
Dziwne metody kucia...(zobaczcie na powiększonym zdjęciu)
Kucyk przywieziony "na pace" trucka
Pozytywny akcent i ładne, zadbane konie (zauważcie co wspólnego mają te wszystkie, bądź większość koni, ze sobą)
PĘTLE NA SZYI!!!
Jak wszędzie, i tutaj zabawa jednych, była kosztem cierpienia drugich. Przeraźliwe rżenie przeplatało się z folklorem ze sceny i głośników, kolejne "na zdrowie" z kwikiem z bólu, liczenie pieniędzy z razami za "nieposłuszeństwo".
Było też kilka ulic, na których rzekomo miał być sprzęt jeździecki. Był ale wraz z golonką,bokserkami, frytkami, piwem, skarpetami, pajdą ze smalcem i migającymi diodami obrazkami świętych kk.
Jedynym szczęśliwym koniem, był słomiany konik na scenie, którego cena wywoławcza wynosiła 100zł...może to jakieś nawiązanie do wszystkim nam znanego chochoła?
Osobiście nie wydałem w tym miejscu ani jednej złotówki, i proszę wszystkich prawdziwych miłośników koni o bojkot tego typu "imprez" opartych na cierpieniu, oraz o nagłaśnianie sprawy traktowania koni podczas tego "święta".
"Na szczęście" organizują to tylko raz do roku...
Gdzieś w drodze w woj. Świętokrzyskim
3.30 pobudka, szybkie śniadanie, kawa o 4.30 spotykamy się w ustalonym miejscu i jedziemy. Czterogodzinna podróż, byłą bardzo przyjemną, ze względu na doborowe towarzystwo. Dojeżdżamy na miejsce. Kilku strażaków z ichniejszej OSP kieruje na parkingi ulokowane w polu.
Pierwsza ulica- 3km rozpaczy...
Nie uogólniając, większość chłopów, którzy przywieźli swoje konia była pod wpływem czystej, tej czy innej, nie ma znaczenia, ale co jeden trener, a bardziej podpity, to lepszy. Ćwiczyli swoje konie, pokazywali jaki to one spokojne nie są, że wszystkie nogi podają, że za jaja można chwycić (co niejeden uskuteczniał). Konie z pętlami na szyjach, z przeróżnymi dziwadłami w pyskach (łańcuchy rowerowe, kręcony drut, kawałek linki bardzo mocno zawiązanej o dolną szczękę). Konie większe, przywozili w dwukółkach (przyczepa do przewozu świń), kucyki w polonezach truckach "na pace", w ciężarówkach do przewozu krów... te które miały więcej szczęścia przyjeżdżały bukmankami, a jak ktoś miał blisko to przyprowadzał w ręku albo zaprzężone w wóz. Głośna muzyka, smród alkoholu, ryczący tłum ludzi, "hodowcy" i handlarze, TIR na włoskich blachach, rżenie przerażonych koni...gdzieś około południa dał się słyszeć sygnał karetki, jeden z handlarzy powiedział mi że ponoć koń kopnął siedmioletnie dziecko i zabił na miejscu... głupi koń jak on mógł to zrobić, przecież jego pan przyprowadził go tam w jak najlepszych intencjach, żeby zapewnić sobie trochę pieniędzy na coś do jedzenia, no i na pewno na jakąś flaszeczkę też by wystarczyło, a teraz nikt go nie kupi, "jak tylko wrócimy do domu"...
Jeden siwy wielkopolski wałach zapadł mi szczególnie w pamięć:
Nieprawdopodobnie wysoki, szalenie wystraszony.
Dziwne metody kucia...(zobaczcie na powiększonym zdjęciu)
Kucyk przywieziony "na pace" trucka
Pozytywny akcent i ładne, zadbane konie (zauważcie co wspólnego mają te wszystkie, bądź większość koni, ze sobą)
PĘTLE NA SZYI!!!
Jak wszędzie, i tutaj zabawa jednych, była kosztem cierpienia drugich. Przeraźliwe rżenie przeplatało się z folklorem ze sceny i głośników, kolejne "na zdrowie" z kwikiem z bólu, liczenie pieniędzy z razami za "nieposłuszeństwo".
Było też kilka ulic, na których rzekomo miał być sprzęt jeździecki. Był ale wraz z golonką,bokserkami, frytkami, piwem, skarpetami, pajdą ze smalcem i migającymi diodami obrazkami świętych kk.
Jedynym szczęśliwym koniem, był słomiany konik na scenie, którego cena wywoławcza wynosiła 100zł...może to jakieś nawiązanie do wszystkim nam znanego chochoła?
Osobiście nie wydałem w tym miejscu ani jednej złotówki, i proszę wszystkich prawdziwych miłośników koni o bojkot tego typu "imprez" opartych na cierpieniu, oraz o nagłaśnianie sprawy traktowania koni podczas tego "święta".
"Na szczęście" organizują to tylko raz do roku...