Hipologia

Pełna wersja: Smutna refleksja o fundamentach
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28
Arabiatta- dziękuję. Jednak co do samych początków nauki jazd nie bardzo się z Tobą zgodzę. I tu może my ciągnąć dyskusję :wink: . Bliższa jestem temu co pisze Magda P. Z własnego oświadczenia wiem, że to co będziesz robić z końmi później zależy powinno być jasne od samego początku. Nie wiem jak jest w różnych ośr. rekreacyjnych, ale tam gdzie byłam, od samego początku weryfikowano kandydatów na pingwinów i tych skaczących. Pewnie też w zależności od budowy ciała, bo ono również w jakimś stopniu predysponuje do skoków, wyścigów czy dresażu. I niby podstawy te same, ale szybko bardzo zaczęło się jedno od drugiego oddzielać (treningi codzienne). Po pierwsze trener- inne wymagania, drugie- sposób dosiadu, co generuje właściwie zupełnie inne działanie pomocami, po trzecie- inne konie, co (!) bardzo ważne.
Moje małe doświadczenie z zeszłego roku przed zakupem siwej- szukałam konia dość długo, wszyscy znajomi dawali mi jakiś cynk. Jeździłam, oglądałam co ciekawsze. Podobała mi się z opisu kobyłka m robiona przez mojego kumpla (kolega skacze na poz.c) i jeżdżona wyłącznie przez niego. Pokazał jak chodzi, potem sama wsiadłam. Tak inne działanie, dosłownie wszystkim... Coś nie tak - myślę, analizuję i po powrocie do domu zaglądam do filmu z jazdy jaki zrobił mój mąż. Kolega siedział po oficersku, ja jak typowy pingwin. To wystarczyło aby koń zupełnie inaczej zinterpretował sygnały, lub ich całkowicie nie pojął. Zrezygnowałam, bo to koń do skoków i niech inni się cieszą.
Podstawą nauki skoków jest solidne ujeżdżenie, ale z tego co widzę (niestety) ludzie są zbyt niecierpliwi i zamiast prezencję na koniu umiejętnie połączyć z harmonią ruchu z koniem tworząc jedno nierozłączne ciało, spieszą się żadni wrażeń- skaczą. Może i skutecznie, ale jak? To pytanie raczej bez odpowiedzi. Przepraszam, że najeżdżam na skoczków, nie generalizuję, jednak większość ich postaw na koniu pretenduje do przypomnienia podstaw na lonży i z dobrym trenerem.
Ja również całkowicie się zgadzam z Magdą P. Myślę, że bardzo trafnie określiłaś rolę instruktora rekreacji- w końcu nie zawsze są to jacyś czynni zawodnicy jeżdżący na wysokim poziomie. Zresztą nauczając kogoś bezpiecznego obcowania z koniem, czerpania przyjemności też może dać solidne podwaliny do pracy w przyszłości takiego klienta, mogą go szkolić dalej na ile sięga ich wiedza i umiejętności- a jak nic już nie będą mogli przekazać powinni zaproponować takiej osobie przejście do innego instruktora czy trenera o ile taka osoba będzie chciała piąć się wyżej. Możliwe, że w zupełności wystarczy jej samo obcowanie z koniem - nie ma nic w tym złego.
Co do posta Arabiatty, nie do końca się z Tobą zgodzę, po 1. moim zdaniem podstawowe, solidne wyszkolenie zajmuje znacznie krócej niż 2 lata. Moim zdaniem przez rok nauki taki delikwent ( w miarę ogarnięty, Ci bardziej- znacznie szybciej) powinien dojść do takiego poziomu. Po 2. Myślę, że na sam początek nie jest potrzebny koń profesor, na naukę na lonży wystarczy w zupełności w miarę spokojny koń, który reaguje na komendy lonżującego, potem oczywiście umiejętności konia muszą być większe, chociaż ja wychodzę z założenia, że nie zawsze jazda na super zrobionych koniach procentuje w przyszłości- Obserwowałam paru jeźdźców uczących się na takich koniach, a potem gdy stykali się z jakimś innym koniem, który nie wykonywał ich poleceń w 100% szybko się poddawali, bo byli przyzwyczajeni do tego, że koń funkcjonuje na zasadzie sygnał- reakcja nie mówiąc już o jakimś brykaniu... Ja wychodzę ze szkoły, że naprawdę dużo daje zmiana koni, różnych, od dobrych po cwaniaki, leniwe czy zbyt energiczne czy nawet te, co trochę pracy, ćwiczeń potrzebują. Poza tym koń wyszkolony na poziomie załóżmy eNki to jest już koszt ok. 20 tys. w górę więc szkółki rekreacyjne po prostu nie stać na taki wydatek, a nawet jacyś niezrzeszeni instruktorzy z własnym koniem też nie chcą dawać swoich koni. Wiem to po sobie, bo sama jestem instruktorem, raz wsadziłam dziewczynkę na swojego konia na lonży, bo akurat wszystkie inne już chodziły albo były klacze na wyźrebieniu i powiem szczerze... więcej tego nie zrobiłam już później i nie zrobię.
Ach no, ale taka wersja to chyba tylko w ośrodku, w którym dysponujesz końmi sportowymi przeznaczonymi do nauki początkujących, i to i skokowymi i ujeżdżeniowymi i jeszcze z instruktorami sportu z jednej i drugiej dziedziny, umiejącymi na podstawie fizjonomii jeźdźca przypisać go do danej dyscypliny. I jeszcze uczniowie muszą być od razu ambitni i zdecydowani na sport. Brzmi troszkę utopijnie Wink

Wywodząc się z pospolitszych realiów jestem za siodłem wszechstronnym (ew. ćwiczenia w ujeżdżeniówce) i wszechstronnym szkoleniem podstawowym dla zwykłych śmiertelników, którzy nie wiedzą jeszcze, w którą stronę pójdą. Przy czym - im lepsze konie tym lepiej oczywiście, ale wyszkolone również wszechstronnie do średnich klas w skokach i ujeżdżeniu wystarczą moim zdaniem.

Ale oczywiście jeśli kogoś stać na trenera i super konia od samego początku (i jeśli znajdzie dobrego trenera co będzie chciał zaczynać z nim od lonży i podstaw zanim przejdzie na trening specjalistyczny) to ja jestem jak najbardziej za.

Karinaa: a jak początkująca osoba ma sobie niby poradzić z koniem leniwym i nie reagującym na sygnały?
Pisałam, że błądzenie w chmurach to moja specjalność :wink: . Szczerze to nie znam zbyt dobrze realiów i może nawet nie powinnam uczestniczyć w rozmowie poświęconej temu co się ogólnie dzieje w rekreacji. Coś tam czasem i słyszę, ale to pewnie nie wystarczy.
Tak trafiłam jakieś 20 lat temu, nic nie płacąc za solidną naukę, ale oczekiwano ode mnie zaangażowania i jednak codziennych wizyt w stajni.
Karinaa napisała o koniu na lonzy:
karinaa napisał(a):Myślę, że na sam początek nie jest potrzebny koń profesor, na naukę na lonży wystarczy w zupełności w miarę spokojny koń, który reaguje na komendy lonżującego, potem oczywiście umiejętności konia muszą być większe, chociaż ja wychodzę z założenia, że nie zawsze jazda na super zrobionych koniach procentuje w przyszłości
i z tym się w 100% zgadzam.
Sama uczyłam na siwej (od września do grudnia) pewną dziewczynę. Lonża, od podstaw. Ten koń się do tego nadawał: chód spokojny, mogę wytłumaczyć dokładnie kolejność faz chodu, lotu w galopie, jak należy wpasować się w ruch konia itd. Na srokatej by nie wyszło, bo kuc, spieszy się i w galopie sprężynuje za bardzo jak na początek :lol: Moja uczennica chce do mnie wrócić gdy już z końmi zjadę wiosną na wieś (cały czas jeździ). I tu powątpiewam w siwą, bo pomimo opanowania i spokoju, wymagającym koniem to ona jest, nawet bardzo i jak wiemy, nie każdy da radę koniowi opornemu. Dlatego też utopią może być to co napiszę, ale konie powinny być wyselekcjonowane nie tylko do zadań specjalnych (hipoterapia), ale do poszczególnych zadań jeździecko-edukacyjnych, co w małych ośrodkach i gospod. agroturystycznych jest nie do spełnienia.
http://www.hij.com.pl/art.php?dzial=hodo...ndia20.htm!
"Para koń - człowiek: Jak możemy poprawić nasze podejście do treningu, wyników w sporcie i dobrostanu koni jednocześnie?" Czwarta konferencja Międzynarodowego Towarzystwa Nauk o Jeździectwie (International Society for Equitation Sciences) 2008 w Dublinie
Arabiatta nie napisałam, że taki koń nie reaguje na sygnały i jednocześnie jest leniwy, nie wspomniałam nawet o tym, że ma to być osoba totalnie początkująca tylko że jazda na różnych koniach procentuje w przyszłości, bo uczy, moim zdaniem, lepszego wyczucia pomocy dla danego konia, taka osoba uczy się, że nie każdy koń reaguje tak samo. Leniwy koń może nauczyć pilnowania go żeby nie "gasł", trzymania tempa, uzyskiwania impulsu, a nawet takie normalne dla niektórych rzeczy jak np. trzymanie bata ujeżdzeniowego, przekładanie go, i poprawne używanie go. Nawet konie, które potrzebują trochę pracy, też mogą się podszkolić razem z jeźdźcem przy odpowiednich ćwiczeniach instruktora, nawet ćwiczenie przejść, wolt, zwrotów - daje dobre podstawy dla dalszego rozwoju takiego konia.
A to się absolutnie zgadzam :)
Tak zmieniając nieco temat, nie wiem czy nadaje się na oddzielny wątek więc bezpieczniej tu będzie poruszyć ten temat Smile
Czy Waszym zdaniem występuje coś takiego jak talent do jeździectwa czy może nawet jakiś antytalent czy jest to kwestia odpowiedniego zaangażowania i motywacji. Czy może owy talent ( o ile istnieje) generowany jest odpowiednim uwarunkowaniem fizycznym? Czy może to jakaś głębsza sprawa Smile ?
Sama ostatnio spotkałam w pewnej stajni dziewczynkę, która uczyła się jeździć, wychodziło jej to hm... nie najlepiej a jeździła już ponoć ok. pół roku a w dalszym ciągu miała problemy z łapaniem równowagi na koniu na lonży a co jest jeszcze w tym ważne, naprawdę bardzo chciała się nauczyć jeździć i przejawiała dużą sympatię do koni. Druga dziewczynka natomiast, młodsza, nieco niższa i szczuplejszej budowy z również dużym zaangażowaniem, doszła naprawdę do zadowalającego poziomu ( jazda na poziomie L z elementami P + do tego jakieś malutkie [ok. 30-40 cm] przeszkódki) w tym samym czasie i to na krnąbrnym kucyku Tongue
Co o tym myślicie?
Proponuję nowy temat : Talenty i antytalenty .
asio napisał(a):Z własnego oświadczenia wiem, że to co będziesz robić z końmi później zależy powinno być jasne od samego początku.

No to mamy inne doświadczenia. U mnie na przestrzeni tych paru lat zmieniało się od leśnego rekreanta do instr. rekreacji, bo nie miałem innej możliwości nauczenia się czegoś innego niż ganianie po lesie, z braku ośrodka zajmującego się sportem konnym w moim mieście. Przez pierwsze 5 lat byłem zafascynowany dresażem, a teraz na mózg mi się rzuciły skoki.
Twierdzenie, że od samego początku trzeba wiedzieć co się chce robić na konikach jest IMHO błędne, chociażby dlatego, że człowiek sam się zmienia, a w związku z tym jego zainteresowania również. Gdyby było inaczej to do tej pory lepiłbym babki z piasku jak za szczenięcych lat.
asio napisał(a):Coś nie tak - myślę, analizuję i po powrocie do domu zaglądam do filmu z jazdy jaki zrobił mój mąż. Kolega siedział po oficersku, ja jak typowy pingwin.

Jak się siedzi "po oficersku"? Confusedhock:

Wiecie co mi przyszło do głowy...
Dlaczego te całe fundamenty jeździctwa się tak chwieją?
Bo wiele "szkółek jeździeckich" czy po prostu stajenek w których można się taniej karnąć na koniu nie powstało dlatego, że pewnego dnia ktoś sobie pomyślał "ja chcę uczyć ludzi jazdy konnej!"
Pierwsza myśl była "ja chcę mieć konie".
A żeby mieć konie trzeba mieć albo dużo pieniędzy, albo na tych koniach zarabiać. A żeby na nich zarabiać trzeba dać innym na nich jeździć... i tak to się zaczyna.
Nie wiem czy nie będę zbyt pesymistyczna, ale zaryzykuję stwierdznie, że w conajmniej połowie szkółek jeździeckich w Polsce nie dość że właściciele nie umieją uczyć, to jeszcze nie lubią i nie chcą :!:
Żeby zatrudnić dobrego instruktora trzeba mu zapłacić conajmniej 2000 zł na rękę. Więc się zatrudnia tańszych. A im tańszy tym gorszy... i kółko się zamyka Smile
a zeby znalesc dobrego instruktora trzeba pojsc do stajni gdzie duzo sie za lekcje zaplaci, no ale coz duzo ludzi mowi ze to jest sport dla ludzi z "kasa"...
2000zł na rękę w naszych warunkach to chyba jednak trochę dużo? Chociaż fajnie jakby takie były pensje przy koniach. żeby móc tak płacić instruktorom stajnia powinna zarabiac chyba na siebie i w inny sposób, nie tylko poprzez rekreację.

Ja uważam, że w szkoleniu jeźdzca potrzebne jest podejście indywidualne. Owszem są pewne standardy iniwersalne, do których będziemy dążyć - ale w jaki sposób powinno zależeć od jeźdzca(i konia). Każdy powinien posiąść pewne podstawy, obojętnie co będzie chciał robić, ale dla każdego te podstawy moga być inne. Gdybym ja uczyła teraz kogoś jeździć, to nie dostałby wędzidła czy bacika, a dodatkowo ćwiczyłby na oklep i na piłce gimnastycznej, oprócz jazdy w siodle. Ale gdyby taki ktoś chciał potem iść w kierunku sportowym, to potrzebowałby trochę bardziej konkretnego szkolenia, ale i tak bym nie dała wędzidła, tylko wysłała do innej stajni, już specjalistycznej.
Nie zarobiłabym na tym, nie oszukujmy się :lol: Bo kto by chciał jeździć bez wędzidła lub ogłowia, jak mu w głowie sport, albo imponowanie znajomym, rodzinie, czy sobie samemu. Ale standady w naszym kraju się powoli zmieniają - może kiedyś będzie tak, że nie zarobi się jak konie będą ubrane w wędzidła 8)
Julie- źle nazwałam... bardziej znany jako "d. kawaleryjski". Coś jakby dosiad szkoły Jean d'Orgeix. Różnice są:
jeśli koń nauczony jednego, to dużym zdziwieniem może zareagować na drugie :wink: .
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28