Wojciech Mickunas napisał(a):Drobne uwagi do tego co napisała Julie : Przykła jest godny naśladowania , jest tylko jedno , czy ktoś wie od jak dawna ten system u nich obowiązuje ? Nie można zapominać ,że my wychodzimy z doła wielu lat zaniedbań i zaległości. W PZJ jest kilka osób , które staraja się , korzystając z obcych wzorów poprawić sytuację u nas. Tamci nie mieli 50-ciu lat "zbawczego systemu". Tego się nie da niestety "zresetować" jednym kliknięciem , potrzeba paru pokoleń.
Podczas egzaminu końcowego kursów instruktorskich organizowanych w ostatnich latach przez PZJ , przyszły istruktor z d a j e prowadzenie jazdy . ( 2 x po 15min prowadzi jazdę z dwoma współzdającymi na wylosowane 2 tematy , jeden ujeżdżeniowy i jeden skokowy.)
Niestety u nas na jeździectwie , piłce nożnej i medycynie znają się wszyscy. Ledwie system odznak zaczął dawać efekty w postaci choćby tego ,że kilka tysięcy tych co zdali brązową , przeczytało choćby jedną fachową pozycję literatury, a już pojawiają się głosy : " po co to? , zlikwidować!". Samo życie.
Trzeba optymistycznie patrzeć w przyszłość , a pomaga w tym choćby czytanie naszego foru.
A pewnie, że optymistycznie! Nie da się inaczej ;-)
Panie Wojtku a czy Pan też te kursy egzaminował?
Jakie są kryteria oceny?
I jak wyglądają treningi? Czy one naprawdę czegoś uczą, w senise przygotowania do uczenia innych?
Powiem wam o jeszcze jednej rzeczy, wartej naśladowania:
Na wykładach teoretycznych omawialiśmy wszystko rozłożone na czynniki pierwsze - w którym momencie jak, kiedy i dlaczego przyłożyć łydkę, obciążyć biodro, oddać wodzę.... bla bla bla....
A na treningu były zadawane ćwiczenia, np. ustawiony szereg przeszkód, rozgrzewka, wszyscy się zatrzymują na środku przodem do szeregu, trener przypomnia: jak już wiecie trzeba zwrócić uwagę na najazd w równym tempie, na środek, impuls, utrzymanie kontaktu, podążanie za ruchem... i każdy jedzie po kolei:
Proszę, jedzie Zosia. Hop, hop, hop...
Zosiu, jak to oceniasz? Co zrobiłaś źle, a co dobrze?
Zosia mówi: Eee... wydaje mi się, że było dobre tempo, ale na ostatniej przeszkodzie trochę została za ruchem...
A teraz pytanie do całej reszty: Co ona zrobiła źle a co dobrze? I dopiero na koniec wypowiadała się pani trener.
Hmmm... Na początku próbowaliśmy się nawzajem wychwalać (że wszystko pięknie) żeby jakoś się podbudować i dodać otuchy. Ale szybko okazało się, że im bardziej będziemy sami u siebie wychwytywać błędy, tym szybciej nauczymy się je wychwytywać u swoich przyszłych uczniów.
Nasza pani trener nie dawała nam gotowej recepty. Kazała myśleć i robiła niespodzianki. W pewnym momencie popadliśmy w drugą skrajność pod tytułem "wszystko źle".
Najeżdżaliśmy na siebie nawzajem... że np. jak ty chcesz to skoczyć jak tu źle noga a tu źle ręka, a tu koń rozwleczony...
Pani trener wywołała (specjalnie ;-) ) między nami swoistą wojnę, ale tylko po to, żeby za jakiś czas zacząć uczyć nas JAK zwrócić komuś uwagę na błąd i JAK ten błąd skorygować ŻEBY tej osoby nie urazić, nie zniechęcić, a skłonić do samodzielnego myślenia.
Potem, na treningach przygotowujących do egzaminu instruktorskiego bawiliśmy się w teatrzyk. Ktoś z nas na koniu udawał osobę początkującą, i to wyjątkowo nieuzdolnioną ;-) (czyli specialnie siedziała jak na krześle, nie jak na koniu) jedna osoba prowadziła jej jazdę przez chwilę sama, a potem cała reszta mogła się wtrącać: a czy ona to rozumie? a jak lepiej jej to pokazać/wytłumaczyć? a może lepiej podać taki przykład? a może lepiej zatrzymać konia i pokazać prawidłowe ustawienie nogi "ręcznie"?.....
Reasumując, często trzeba było samodzielnie kombinować. Dopiero na koniec trener omawiał, co było dobrze a co źle.
Często byliśmy nagrywani na kamerę, a potem prawdziwe dyskusje były w sali wykładowej w czasie oglądania nagranych materiałów.