02-18-2008, 09:25 AM
No to i mi by się w końcu wypadało przedstawić jakoś bardziej
Agnieszka, rocznik gagowy (1978), mieszkam Ci ja sobie na mazurach w ich zachodniej części. Śmieje się, że konno jeździłam jeszcze przed narodzeniem, bo moja mam ostatni raz siedziała w siodle, gdy była ze mną w ciąży. I tak to się jakoś zaszczepiło. W wieku 2 lat już wiedziałam, czego chce. Podczas letniego wypoczynku rodzicom przyszło do głowy, żeby mnie wsadzić na dwa kółka na karego małego kucyka Poli. I zaczęło się. Jak tylko na mnie nie patrzyli to dreptałam znaną sobie ścieżką do stajenki, gdzie stał. Od tej pory już mi to dreptanie w stronę stajni zostało. Niestety dopiero w wieku 15 lat mogłam zacząć prawdziwą naukę jazdy. Wyobraźcie sobie, jakim szokiem było dla mnie, gdy kazano mi jeździć na lonży! Byłam przekonana, że taki miłośnik i znawca z pocztówek, jak ja zwyczajnie wsiądzie i pojedzie w siną dal. Na pytanie rodziców, gdzie nauczyłam się jeździć bez wahania odpowiadałam, że z telewizji. Szybko okazało się, jak trudna jest jazda konna i każdego dnia okazuje się co raz trudniejsza. Ale już mnie to nie przeraża, raczej ekscytuje.
Tułałam się po różnych dziwnych miejscach aż los zesłał mi Cejlona. Dostałam 3 letniego wałacha za letnią pracę w szkółce w ośrodku wypoczynkowym. I już tak odpukać bujamy się razem 8 lat (minęło we wrześniu). Naszą „związek” jest burzliwą ciągłością fascynacji. W „psychologię koni” zaczęłam się zagłębiać, gdy mój koń nagle przestał mnie rozumieć. Po zmianie stajni stał się niezwykle charakterny. Nie czułam się na siłach ani fizycznie, ani emocjonalnie, wypowiedzieć mu wojnę i jakoś tak czułam intuicyjnie, że to nie tędy droga. Nie można przecież bić się z kimś, kogo się kocha. I tak zaczęła się wielka i piękna podróż w nieznaną krainę końskich zachowań i końskiego języka.
Poza końmi mój ukochany świat to las i jeziora, nie wyobrażam sobie wprost życia bez nich. Gdy mam dużo trosk, siadam na naszym pomoście nad pięknym i czystym Szelągiem i topie smutki w falach. Ileż babskich łez to jezioro pochłonęło. Aż dziw, że nie jest jeszcze słone. Marzę, że uda mi się w końcu wybudować dom nad tym jeziorem, a w nim będę siedząc przy kominku w zimowe wieczory pisać swoje opowiadania. Już jestem bliżej celu niż dalej.
Służbowo zajmuje się dotacjami i społeczeństwem obywatelskim. Ostatnio nawet wpadłam na pomysł ponownego studiowania i zaczęłam politologię, a co! Jak dorosnę, zostanę prezydentem.
Agnieszka, rocznik gagowy (1978), mieszkam Ci ja sobie na mazurach w ich zachodniej części. Śmieje się, że konno jeździłam jeszcze przed narodzeniem, bo moja mam ostatni raz siedziała w siodle, gdy była ze mną w ciąży. I tak to się jakoś zaszczepiło. W wieku 2 lat już wiedziałam, czego chce. Podczas letniego wypoczynku rodzicom przyszło do głowy, żeby mnie wsadzić na dwa kółka na karego małego kucyka Poli. I zaczęło się. Jak tylko na mnie nie patrzyli to dreptałam znaną sobie ścieżką do stajenki, gdzie stał. Od tej pory już mi to dreptanie w stronę stajni zostało. Niestety dopiero w wieku 15 lat mogłam zacząć prawdziwą naukę jazdy. Wyobraźcie sobie, jakim szokiem było dla mnie, gdy kazano mi jeździć na lonży! Byłam przekonana, że taki miłośnik i znawca z pocztówek, jak ja zwyczajnie wsiądzie i pojedzie w siną dal. Na pytanie rodziców, gdzie nauczyłam się jeździć bez wahania odpowiadałam, że z telewizji. Szybko okazało się, jak trudna jest jazda konna i każdego dnia okazuje się co raz trudniejsza. Ale już mnie to nie przeraża, raczej ekscytuje.
Tułałam się po różnych dziwnych miejscach aż los zesłał mi Cejlona. Dostałam 3 letniego wałacha za letnią pracę w szkółce w ośrodku wypoczynkowym. I już tak odpukać bujamy się razem 8 lat (minęło we wrześniu). Naszą „związek” jest burzliwą ciągłością fascynacji. W „psychologię koni” zaczęłam się zagłębiać, gdy mój koń nagle przestał mnie rozumieć. Po zmianie stajni stał się niezwykle charakterny. Nie czułam się na siłach ani fizycznie, ani emocjonalnie, wypowiedzieć mu wojnę i jakoś tak czułam intuicyjnie, że to nie tędy droga. Nie można przecież bić się z kimś, kogo się kocha. I tak zaczęła się wielka i piękna podróż w nieznaną krainę końskich zachowań i końskiego języka.
Poza końmi mój ukochany świat to las i jeziora, nie wyobrażam sobie wprost życia bez nich. Gdy mam dużo trosk, siadam na naszym pomoście nad pięknym i czystym Szelągiem i topie smutki w falach. Ileż babskich łez to jezioro pochłonęło. Aż dziw, że nie jest jeszcze słone. Marzę, że uda mi się w końcu wybudować dom nad tym jeziorem, a w nim będę siedząc przy kominku w zimowe wieczory pisać swoje opowiadania. Już jestem bliżej celu niż dalej.
Służbowo zajmuje się dotacjami i społeczeństwem obywatelskim. Ostatnio nawet wpadłam na pomysł ponownego studiowania i zaczęłam politologię, a co! Jak dorosnę, zostanę prezydentem.