Konferencja była bardzo udana, brawa dla Organizatorów!!!
W związku z tym że pojawił sie wątek lisowczyków i jak widzę są usiłowania przypomnienia sobie w którym Koniu Polskim się ukazał artykuł o tym obrazie, to mówię
: rok 2011 numer lipcowy. Autorem głównym jest autorytet w dziedzinie sztuki (też artysta) i historii, zwłaszcza tej jeździeckiej pan Jerzy Płachecki, drugim autorem którego Pan Jerzy zaprosił i który podjął próbę scharakteryzowania konia lisowczyka jest moja skromna osoba :wink:
Co ciekawe, w tym numerze jest reprodukcja Obrazu którą udostępniło na prośbę Redaktora Marka Szewczyka muzeum w Nowym Yorku gdzie obraz się znajduje i rozsławia Polską Jazdę.
Witaj cny Doktorze!
Witam Pana Doktora!
serdecznie dziękuję za naprawdę dobry wykład (nie tylko moje zdanie, ale choćby dra Skorupskiego, a to coś znaczy!)
w imieniu swoim i PHB dziękuję, też za gest - Forumowicze Szanowni - Pan Marcin Komosa zrzekł się honorarium z tytułu wykładu!
czy można prosić o kilka słów w temacie wspomnianego artykułu? - niestety nie mam dostępu do tych numerów archiwalnych.
Tak jest, teraz pamiętam! Niestety nie mam tego numeru w mojej stercie KP. A byłam pewna, że jest. Najwyraźniej czytałam w księgarni (coraz rzadziej kupuję KP, więc coraz częściej tak się czytanie odbywa). Za to mam kolejny numer - 08/2011, w którym znajduje się polemika Pana Karola Tomczyka pt. "Twarde siodło". Autor pisze, że P. Płachecki przedstawia niepełny i nieco zniekształcony obraz, bo wydaje się, jakoby dosiad wschodni (krótsze strzemiona, a nie prosta noga naprzód i w dół jak u ułana) był w dawnej Polsce powszechny i miał związek ze współczesnym dosiadem sportowym. A wg P. Tomczyka nie jest tak. Podaje on przykłady obrazów i dzieł, na/w których poświadczony jest jednak ten dosiad z nogami do przodu i w długich strzemionach. Dosiad wschodni zaś miał być dość rzadką opcją.
Tak więc nie wiadomo w końcu z tymi Lisowczykami... ale tak czy siak mogli być prekursorami, tyle że wynalazek się długo nie przyjął...
Panie Marcinie, dziękuję za wskazanie numeru. A niedawno w KP był świetny Pana artykuł o krążeniu w kopycie, z wielce pouczającymi obrazkami. Nie miałam pojęcia, że z samych naczyń krwionośnych w kopycie można spreparować stelaż w kształcie tegoż kopyta, tyle ich jest.
Pozdrawiam
Witajcie ponownie, mówmy sobie po imieniu bo czuję sie nieswojo
. Cezary, trudno mi rozwinąć ten wątek bo pan Płachecki sporo napisał tam, ale Koń Polski ma numery archiwalne w sprzedaży i mysle ze najlepiej bedzie napisac do redakcji, tym bardziej że są tam fantastyczne rysunki jego autorstwa. Jakby nie mieli to będziemy mysleć.
Tivio, rzeczywiście tematy historyczne są trudne, ale polemiki to w koncu najbardziej interesująca forma wyrobienia sobie zdania. Pan Płachecki napisał studium o "koniuszni" Zygmunta Augusta, wyjasnia tez skąd się wzięło slowo "kobyła", warto go czytac
a nawet do niego napisać za posrednictwem Konia Pol. A kopyto to rzeczywiście fascynujący temat, sieć naczyń krwionośnych jest tam szczegolnie silna. Zatem zapraszam do Zakladu Anatomii do Poznania
i dzięki za dobre slowo o artykule!
Jak po imieniu, to jestem Eleonora - jak w stopce
Kto czytał "Człowieka, który słucha koni", ten wie, skąd Tivio
Pozdrowienia
bardzo miło się zrobiło,
to ja zamawiam archiwalny numer i raz jeszcze zapytuję,
czy coś o "wilczym chodzie" wiecie? (no chyba, że wspomniany artykuł to wyjaśnia?)
a przy okazji - dzisiaj powinien na portalu pojawić się artykuł (ciekawy, rzecz jasna) o psychologii sportu naszej nowej Towarzyszki z PHB (czy "członek Stowarzyszenia" brzmi lepiej? dam Wam znać
Nie pamiętam, czy w tym artykule o tym pisano. Znalazłam, co to jest wilczy chód wilka:
https://sites.google.com/site/1lupus2nat...tryb-zycia
Może więc chodzi o szyk Lisowczyków? Poruszali się jeden za drugim, by ukryć, ilu ich było? Zgaduję oczywiście, ale metafora w języku często tak działa... ; )
wg "zasłyszenia" chodzi o jakiś niezwykle wydajny chód konia, który był używany do długich przemarszów, słyszałem, że był on jakby wersją turbo-stępa - może coś jak Tennessee Walking Horse?
Legendy, jakie słyszałem - mówią, że dziennie pokonywano tym sposobem kilkadziesiąt kilometrów, a konie nadal miały siły, by jeźdźcy na nich przeprowadzili atak na wroga!
nb - pamiętacie określenie na formację Aleksandra Lisowskiego, jakie Pan Wojtek ukuł na potrzeby sobotniej prezentacji? "taki jakby ówczesny Grom" - no to bardzo mi się podoba, a i trafne jest przecież.
To też by pasowało... wilki w tym swoim chodzie mogą wydajnie się przemieszczać - daleko i tracąc mało sił.
Co do niezwykle wydajnego stępa - pamiętam konia, który takim talentem dysponował
i potrafił iść stępem obok kłusującego konia, od którego wcale nie był wyższy. Równie dobrze mógł poruszać się kłusem w tym samym tempie, co ten drugi koń, i nie robiło mu to specjalnej różnicy. Był z tych sportowców, co to się ich nie wypuszcza, bo są sportowe; a pochodzenia nie pamiętam, ale na pewno miał dużo z folbluta.