Pada śnieg, więc tak sobie czytam i czytam, JakubSpahisKolańczyk ma rację - dyskusja odbiega coraz dalej od tematu wątku - jak uczyć, ale "muska" inny nie mniej ważny temat - po co ?
W całości zgadzam się z jego wpisem, po części dlatego, że jak przypuszczam wyznajemy podobne zasady. Pierwszym trenerem w mojej przygodzie z końmi, był człowiek wspaniały - p.Z.Kapuściński. Nie przypuszczam, by dodawał tak sobie animuszu, ale nie raz opowiadał jak to luzakował Kowalczykowi. Zważywaszy na dryg wojskowy, zasady, które nam wpajał (a z perspektywy czasu oceniając jego dosiad i "przyleg") - nie zmyślał. Ważne jest "jak na koniu siedzieć", ale nie mniej ważną kwestią jest, po co w ogóle na tego konia włazić ?
JakubSpahisKolańczyk napisał(a):Każdy powinien zacząć od siebie.
Staram się
Magdo - J.Filis umiał jeźdźić - był "skuteczny". Nie ujmuję mu zasług - na długo zanim reszta świata się zorientowała, potępiał to, co dziś nazywamy hiperfleksją. Ale te słowa również są jego :
Cytat:" ... koń surowy na ogół nie chce iść naprzód, trzeba go więc uderzyć." , "Muszę zaznaczyć, że trudność polega na zdobyciu się na odwagę uderzenia z siłą. Bardzo niewielu ludzi się na nią zdobywa, a jednak jest ona jedynym środkiem zabezpieczenia, bo koń, oszołomiony brutalnością uderzenia, ulega ..." , "Celem ujeżdżenia jest zniweczenie woli zwierzęcia"
. Wszytko z dzieła J.Filisa. Jego wkład w sztukę jeźdźiecką jest znaczny, ale moim idolem nie jest. Zaś dosiad prezentowany na zdjęciu jest nadal "w użyciu" - wymaga specyficznego siodła.
http://www.whitestarstables.com/images/s...eper_t.jpg. Gdybym dysponowała takim sprzętem i interesowała się takim stylem jazdy, zapewne opanowałabym i potem wymagała od uczniów takiego właśnie dosiadu.
W kwestii - koń dla każdego.
Magda Pawlowicz napisał(a):Tzn większość ludzi miewa te same kości i stawy w tych samych miejscach ale nie wszyscy!
Dlatego nie wszyscy powinni jeździć konno. Tak jak nie wszyscy moga skakać na bungee czy uprawiać kajakarstwo górskie.
Magda Pawlowicz napisał(a):... osoba po przebytych urazach, kontuzjach, starsza, niezbyt zdrowa. ... Chce mieć przyjemność z kontaktu z koniem, przyrodą, czy choćby pobytem w lesie!
I proszę bardzo, są bryczki. Do lasu można iść na grzyby lub spacer i też "pobyć w lesie". Można konia poklepać, wyczyścić - po prostu z nim postać, jednocześnie nie nie ryzykować zdrowiem i nie dręczyć zwierzęcia. Ja nie wsiadam na konia "w nerwach" (różnie w życiu przecież bywa), ale kiedy mimo to chcę "pobyć z koniem" - idę po szczotki. Po lekturze zastanawiam się też, po co nam hipoterapeuci skoro osobami niepełnosprawnymi może sie tak doskonale zająć rekreacja ? Po co ślęczenie nad książkami i zakuwanie enigmatycznie brzmiących nazw paskudnych chorób, skoro każdy uczący jazdy konno (nawet już nie trzeba żadnych uprawnień - hurra) może po prostu zapytać - pani do lasu czy na zawody i już wszystko wie ? Dlaczego w ogóle PTHiP zwraca uwagę, że zajęcia jeździeckie dla osób niepełnosprawnych, powinien porowadzić instruktor jazdy konnej po uzupełnieniu! wiedzy na kursie hipoetrapuetycznym. Żaden instruktor rekreacji nie ma kompetencji do prowadzenia zajęć dla osób chorych (przypuszczam, że nie będzie ich miał również instruktor sportu). Ośrodek rekreacji przyjmując osobę z np.chorym kręgosłupem postepuje lekkomyślnie. Kto odpowie kiedy klient po kolejnym spacerku "dla przyjemności" nagle zostanie np. sparaliżowany. Piotrze, i nie chodzi tu o stereotypy a o odpowiedzialność i odrobinę wyobraźni. Nie odmawiam prawa do jeździectwa osobom mniej sprawnym, ale niech to robią pod opieką specjalisty (np. ortopedy) i pod okiem profesjonalisty - hipoterapeuty z uprawnieniami instruktora jeździectwa. Tak jak to się robi na świecie. Tak to właśnie zrobił Lance Armstrong. (z kolei Liz Hartel w momencie startu na olimpiadzie była sparaliżowana "tylko" od kolan w dół - reszta ciała odzyskała sprawność w wyniku rehabilitacji, również jazda konną)
Dawniej wymagano zaświadczenia lekarskiego nawet od zdrowych adeptów i warto do tego wrócić. Chyba, że tak śpieszno niektórym odpowiadać za spowodowanie kalectwa ... Kilka lat temu podpisując kolejne papiery ubezpieczeniowe, w rozmowie z ubezpieczycielem padło wiele ważnych kwestii. Brak rzetelenej dokumentacji (hipo), brak sierowania lekarskiego, brak konsultacji ze specjalistą w ramach uzasadnionych wątpliwości, w koncu brak zgody na zajęcia od opiekuna jeźdźca nieletniego i nie omówienie z nim (zanim dziecko zacznie uprawiać jeździectwo) wszystkich zagrożeń wynikajacych "z kontaktu" z koniem - może "mocno boleć" w razie nieszczęścia.
U mnie nie dosiądzie konia nikt bez mojej wcześniejszej rozmowy (na żywo) z rodziacmi/opiekunami. Nie kadzę im, że konie są fajne i na 100% bezpieczne - bo moje, własne i wiem jakie są. Rozmawiamy o tym jak groźne mogą być nawet niewinnie wyglądające upadki. Od razu uzasadniam dlaczego i w jakim celu będe wymagać od dziecka/młodego człowieka wysiłku, potu i łez. Uświadamiam, że to trudna droga, ale również, że warta jest tego wysiłku. Że jeździec ma szansę poczuć się wyjątkowy, uwierzyć w siebie i swoje możliwości, że na pewno poprawi się jego samoocena i samopoczucie. Że bedzie pewniejszy siebie i odważniejszy. Inforumję czego JA wymagam i czego ONI(JEŹDŹIEC) mogą oczekiwać. Nie ma tego bez pracy. I sprawności.
Magda Pawlowicz napisał(a):Teraz większość dzieci tego nie umie!
Skłonu ... Co nie znaczy - równajmy poziom w dół. Pytaniem jest - nie mogą tego zrobić, czy im się nie chce ? Bo jeżeli to tylko kwestia odpowiedniej motywacji i wzięcia się za siebie - to nie ma litości. Żadna kwota mnie nie przekona do posadzenia na koniu lenia kompletnego i do tolerowania tego lenistwa z jazdy na jazdę.
Tak jeździ "rekreacja" u mnie :
https://picasaweb.google.com/lh/photo/YY...directlink
https://picasaweb.google.com/lh/photo/ki...directlink
https://picasaweb.google.com/lh/photo/J7...directlink
https://picasaweb.google.com/lh/photo/Ok...directlink
https://picasaweb.google.com/lh/photo/xs...directlink
Z końmi i ludźmi pracuję od ponad 18 lat (z czego "u siebie" od 6). Na początku założyłam stajnię hipoterapeutyczną, od półtorej roku prowadzę też w sezonie nabór na naukę jazdy konnej. Obecnie mam cztery konie i trzy amazonki na stałe (w sezonie letnim przyjmuję do 4 osób więcej - tle ile jest koni). Zachęcam do nauki jazdy na różnych rzędach (mają wybór) i róźnych koniach. Czasem na zajęcia jeździmy do zaprzyjaźnionych stajni. Nie uczę "określonej pozycji" - tłumaczę i pokazuję, co ma być rozluźnione, co ma "pracować". Określona pozycja jest wynikiem takiego a nie innego treningu. "Pojawia się" dość samoistnie i jest wizualnie powtarzalna, bez względu na kogo wypadnie. Warunkiem jest tu stosowanie tej samej filozofii treningu, tych samych elementów i tych samych ćwiczeń - dopasowanych jednak indywidualnie do możliwości każdego uczącego się adepta. Nikogo nie prostuję pod linijkę (legenda głosi, że to zasługa dobrze zamaskowanego kija w tyłku :wink: ). Najbardziej cieszy mnie, gdy rozluźnienie i równowaga ucznia osiąga taką fazę, że przy np. spłoszeniu się konia - jeździec "faluje" razem z grzbietem konia a nie wytrącony z równowagi leci na ziemię jak kłoda. Nie zabieram im też wędzideł, ale uświadamiam, jak to działa i dlaczego posiadanie "lekkiej ręki" jest tak ważne.