01-26-2012, 07:01 PM

Kobiety ponoć lubią być odmładzane, ale Magdo wystarczy czytać (lub zapytać)
Cytat:Z końmi i ludźmi pracuję od ponad 18 lat (z czego "u siebie" od 6).Dodam, że pierwszy raz wsiadłam na konia pół roku przed własną 18 (zupełny przypadek przygonił mnie do stajni i ominęła mnie faza "kochania konisi"), a z ludźmi i końmi zaczęłam pracować dopiero kilka lat później. Więc już od dawna nie mam 20 lat i niestety nie jestem idealistką. Wolę twardy, szary realizm. A że po wielu latach obserwacji i wielu doświadczeniach (pracowałam w stajniach wyścigowych - angliki i kłusaki) stajniach sportowych i rekreacyjnych) mój szary realizm z lekka zaczyna czarno-biało kontrastować. Cóż widać taki mój los, że z krucjatą mi dobrze (spodobała mi się ta "krucjata"). I wspominałam o tym wcześniej - na moim własnym podwórku konie mają się dobrze, ujeżdżamy je późno, bardzo powoli szkolimy. Każdy koń ma własny, dopasowany sprzęt i siodło. Każdy koń, który do nas trafia dostaje najpierw kilka tygodni "wakacji", by się wyciszył i zasymilował ze stadem - potem dopiero zaczynamy z nim pracować. Sumiennie i skrupulatnie uczę jazdy konnej. Nie toleruję "niedzielnych" rekreantów. Nie dlatego, że ktoś mi zalazł za skórę, ale dlatego że moim zdaniem dla konia trzeba mieć czas i szacunek dla faktu, że on też się do jeźdźca przyzwyczaja i po jakimś czasie może tęsknić ("bywanie" u konia lub "na koniach" raz na pół roku to nie u mnie). Nawet hipoterapię prowadzę systematycznie (bo uważam że prowadzona "z doskoku" daje słabsze rezultaty).
Pilnowanie swego podwórka całkiem dobrze mi idzie. Ale niestety świat jest większy niż moje podwórko i mam serdecznie dość lawiny dzieci, które napływają z tych "fajnych" ośrodków jeździeckich, gdzie wszystko wolno. Tych dzieci tłuczących palcatami konisie, bo nie chcą się "zebrać" czy galopować do upadłego. Tych jeźdźców, co to chcą skakać, choć po siodle ich rzuca jak ... Odstawiają na koniu jakieś dziwne figury, kolana sobie, łokcie sobie ... takie skrzyżowanie bociana z żabą, ech. To samo przychodzi na moje podwórko i nie mogę tego tak w kółko ignorować. Czasem uda mi się zwróceniem uwagi coś uzyskać (czasem jestem jak ten drugi instruktor na stoku) a czasem rodzice lub same dzieci posłuchają, pokiwają głowami i już ich więcej nie widzę. Mogę tylko sobie wyobrazić, że choć u mnie nie wolno im było konia kopnąć piętą czy uderzyc palcatem to znaleźli miejsce w którym komuś jest wszystko jedno ile razy koń ostanie w żebra lub po zadzie ... ( tu też pisze tu ogólnie - to moja opinia OGÓLNA, nie adresowana imiennie o NIKOGO).
I na koniec dodam, gdyby "rekreacja" siedziała tak głęboko i swobodnie w siodle jak westernowcy - nic mi więcej o szczęścia nie trzeba ( głęboko i swobodnie to nie znaczy dresażowo).