Chwalimy sie osiągnięciami czyli co nas cieszy
Chwalimy sie osiągnięciami czyli co nas cieszy
Miałam wstawić zdjęcia więc proszę W zasadzie zbyt wiele na nich nie widać, ale tylko takie na razie mam.
Zdjęcia trochę małe bo większe wejść mi nie chciały ale Persiastego widać
Jak będe miała jakiś filmik czy ciekawsze zdjęcie to obiecuje wstawić.
No to ja trochę popuchnę z dumy
http://whitemare.nets.pl/mplwir10.html
Puchnij, puchnij Gratulacje :!: :!: :!:
To ja jeszcze trochę :lol:
Uwazam że to się naszemu dziecku wybitnie udało!
http://www.youtube.com/watch?v=S6MlX2MAXr4
Hej, czy tylko mnie coś cieszy???
Słuchajcie, chyba dokonałam odkrycia! No w każdym razie jak dla mnie to jest odkrycie!
Ale po kolei:jedna z moich młodych Lutka jest koniem bardzo trudnym do pracy (cała zima nam zeszła na przyzwyczajanie do siodła i popręgu, cały czas musimy powtarzać podstawy, po każdej przerwie. Poleciałam z niej i to tak, że się solidnie potłukłam, a jest to pierwszy koń od wielu lat z którego spadłam na początkowym etapie pracy i to dlatego, że koń mnie zrzucił bo chciał (wspięła się i poleciałam do tyłu na plecy) a nie dlatego, że się np spłoszył!
Piszę to, żeby uświadomić o jakim koniu mówimy! Bardzo nieufna do obcych-nasz wet, prawdziwy koński fachowiec nie zdołał jej zaszczepić na grypę! O jakimkolwiek badaniu (konkretnie chcieliśmy ją zbadać na stan jajników) nie było mowy! Natomiast ja jej zrobiłam zastrzyk bez problemu...
W każdym razie wymyśliliśmy, żeby ją pokryć. I w związku z tym stwierdziłam, że muszę ją poprzyzwyczajać do linek, bo ona nie pozwala się spętać a większość właścicieli ogierów nie bardzo chce kryć klacze nie związane.
A więc wzięłam sobie pęto (ale krótkie i grube) i poszłyśmy sobie na kółko. Ona ostatni mało pracowała więc pozwoliłam jej polatać, jak już sie nabiegała poodczulałam ją na dotykanie tą linką-bez problemu, na to koń się zgodził od razu. Po czym powiesiłam jej tą linkę na szyi, tuż przed kłębem, tak że końcówki majtały jej się przed przednimi nogami mniej więcej na wysokości nadgarstków. Oczywiście nie było to do zaakceptowania, zaczęła uciekać i kopać, linka spadła. Wygoniłam ja za to mocno akcentując, że mi się nie podoba to co zrobiła (porozumienia mam z nią mocno już subtelne bo pracujemy z ziemi z przerwami od ponad roku) i zaraz założyłam tą linkę jeszcze raz. ZA drugim razem chwilę myślała co ma zrobić ale też zaczęła kopać i uciekła, wygoniłam-powtórzyło się to kilka razy, za każdym razem miała tą linkę na sobie chwilę dłużej. Aż w końcu jak jej założyłam tą linkę to...opuściła głowę i zupełnie spokojnie poszła stępem! Zaglądała-co ją tam smyra po nogach ale nic poza tym!
Potem przesuwałam tą linkę stopniowo coraz dalej, tzn najpierw za kłąb, potem w połowie grzbietu aż na koniec położyłam ją na szczycie zadu. Za każdym razem koń najpierw kopał i linkę zrzucał ale stopniowo coraz szybciej (pod koniec po 1,2 powtórzeniach) akceptowała to, że ta linka tam jest i się majta a nawet dotyka tylnych nóg!
Oczywiście jak koń zaakceptował linkę w danym miejscu to ją zdejmowałam na chwilę i nagradzałam konia.
Na koniec założyłam jej tą linkę złożoną na pół na wszystkie nogi i każdą nogę po kolei uniosłam linką, na co zgodziła się bez problemu-ostatnią nogę podniosła sama jak tylko zaczełam pociągać linką do siebie (ona nogi oczywiście daje, chodziło mi o akceptację tej linki ciągnącej ją za nogę). I na każdej nodze tą linkę jej zostawiłam na chwilę (ale tylko przełożoną, nie zaciągniętą) i nie bała się tego:zaglądała (śmiesznie wygląda koń kręcący się w kółko, żeby zobaczyć c o mu sie przyczepiło do tylnej nogi:-) ale nie uciekała i nie próbowała kopać!
A teraz na czym polega moje odkrycie: otóż niektóre konie przy oprzęganiu długo nie chcą zaakceptować pasów/postronków koło tylnych nóg. Zazwyczaj (nigdy nie spotkałam się z inną metodą) robi się tak, że zakłada się półszorek i jak koń już go akceptuje to opuszcza się pasy tak żeby sunęły za koniem. Większość koni godzi się na to bez problemu, ale kilka razy spotkałam się z koniem który za nic w świecie nie chciał zaakceptować tego że coś mu się majta koło tylnych nóg.
A teraz z histeryczką, której zaakceptowanie popręgu zajęło 3 miesiące, uzyskałam akceptację postronków (fakt że krótkich) w ciągu jednej, niezbyt długiej (byłyśmy może z godzinę razem z etapem wstępnym, czyli "wylataniem się" konia) sesji!
I myślę, że tu chodzi o to, że ona tą linkę MOGŁA zrzucić!
Ja jej pokazałam, że ja chcę, żeby ona jednak nosiła to na sobie i ona zgodziła się-DLA MNIE a nie dlatego, że nie miała innego wyjścia.
Dosłownie ja widziałam moment, kiedy ona podjęła decyzję "No dobra...jak już ci tak zależy to mogę to mieć na sobie..."
Dlaczego nigdy wcześniej taki sposób odczulania na pasy nie przyszedł mi do głowy???!!!
Teraz wydaje mi się to całkowicie logiczne!
Ważna rzecz: zaufanie i koń nie tylko zrobi coś dla Ciebie, ale i wie, że to właśnie Ty potem go wyzwolisz (szorki, pas, cokolwiek innego).
My teraz pracujemy nad małą (2 lata, 3 miesiące) i zakładając coś (derka, czaprak) zawsze daję możliwość usunięcia tego czegoś (kop, zrzuta), ale mam podobne do Twoich spostrzeżenia: Przy takim podejściu koń o wiele łatwiej akceptuje jakąś ingerencję z naszej strony. Efekt szybszy i niejako :wink: z woli konia.
I cieszy mnie jeszcze jedno: matka małej już po solidnym remoncie! Obecnie pracuję z nią nad samoniesieniem (potrwa ile trzeba) i będzie jeszcze przyjemniej.
A ja się cieszę bo pewien koński Jegomość pod opieką moja i pewnej dobrej duszyczki zmienił się nie do poznania. Przyjechał chudy, apatyczny, poraniony i smutny koń, a po kilku miesiącach mamy brykającego łobuza z brzuszkiem i chęcią do życia. Było z nim na prawdę nie dobrze a dziś nie ma już śladu po tamtym koniu. I choć nie mam zdjęć które ukazały by spektakularność tej zmiany to dam to co mam, bo mimo iż Kirgiz nie jest koniem łatwym i czasem jest nam z nim ciężko to jest na pewno koniem szczęśliwym, zadbanym i przede wszystkim zapomniał co to głód... a hektolitry wylewanego potu mają sens i przynoszą efekty i właśnie to mnie cieszy
Przedstawiam Wam brata mojego Rudzielca-5 letni wałach o imieniu Kirgiz
Oto Kirgiz sprzed kilku miesięcy
A to Kirgiz z dziś
Witam , jestem tu nowa i to chyba dobry wątek na pierwsze wejście . Szkoda że tak mało osób chwali się swoimi osiągnięciami . Ja cieszę się z tego że mój 3-latek wczoraj pierwszy raz przemaszerował przez wieś ( ze mną w ręku ) i nie spanikował . Owszem był trochę zdenerwowany i co kawałek robił kupę ale widziałam jak stara się panować nad tym . A trochę się działo ( szczekające psy , kosiarki , rowery itp. ).Chodzę z nim po twardym więc i po asfalcie ze względu na kopyta no i za wsią są fajne górki do końskiej gimnastyki. Tylko miałam masę sprzątania tego asfaltu jak wracałam a koń wracał już całkiem wyluzowany.Ktoś pomyśli cóż to za wyczyn , ale dla mnie znaczący , bo już dwa razy bardzo spanikował więc nie naciskałam . Zaś po serii odczulań na różne strachy , po tym jak wsiadłam na niego parę razy ( cieszę się że przyjął mnie na swoim grzbiecie bez żadnych obiekcji ) jest bardziej odważny . Cieszy mnie też fakt że lepiej dogaduję się z pozostałymi 3-latkami w naszej stajni , a to dzięki ''naturalowi'' , choć od ponad dwudziestu lat jestem typowym klasykiem. Po imprezie ''Myśląc o koniu '' wiele rzeczy stało się dla mnie bardziej zrozumiałe . Ech , szkoda tylko że kiedyś nie wiedziałam tego co teraz , no ale nie jest to wątek o żalach więc zamilknę. . .
lira, zazdroszczę.. ja się boję z moją młodą wybrać sama, chociaż bardzo mnie kusi.. a niestety chwilowo końskiego towarzysza do spacerków w ręku nam brak..
To przy okazji i ja się pochwalę - wątpiłam już, że Szramka może się rozluźnić sama z siebie i miałam nawet w planach powiązać ją różnymi patentami, żeby w końcu nie chodziła jak żyrafa.. ALE! po baardzo długim czasie udało się :mrgreen: i młoda zaczyna pięknie się rozluźniać, nawet w galopie 8)
Nie mam się czym pochwalić -niestety, ale co tam..pozdrawiam
Lira, żaden żal! Pocieszę Cię, również po 20 latach wiele odkryłam, dzięki Monice, która otworzyła mi oczy więc chwalmy się tym, ze nareszcie możemy widzieć więcej i czuć więcej i koń to nie motocykl wyjmowany i wstawiany do garażu . To mój wielki sukces.
Mnie niezmiernie cieszy codzienny widok tego konia. Mieliśmy wątpliwości, czy uda nam się Go uratować.
Wisełka żyje :!: :!: :!: i .... bardzo Ją kocham :!: :!: :!:
Ale wypiękniała! Gratuluję, Krysiu!
Cos mi sie wydaje, że to nie ten sam koń..podmieniono do zdjęcia
hihih
Super!..gratuluję!